Przyśniła mi się….

Tak to się zaczęło. Pewnego ranka wstałam
i stwierdziłam, że sadzę lawendę.
Zielonego pojęcia nie miałam, że lawenda całe moje życie przewróci do góry nogami.

W 2019 roku posadziłam pierwsze lawendy na próbę, by choć trochę poznać cóż to takiego jest ????
Tak tak, chciałam posadzić roślinę, o której wiedziałam tylko to, że istnieje ????.
Wiosną 2020 roku rozpoczęłam prace przygotowawcze.

Przygotowanie gleby, rozłożenie 8 km agrotkaniny dzięki maszynom poszło szybko. Kolejne etapy to żmudna ręczna praca. 10 500 wypalonych otworów w tkaninie to betka w porównaniu ze zbieraniem wypalonych kółek.
Rozkładanie systemu nawadniania, centymetr po centymetrze, od otworu do otworu 8 km to był
nie lada wyczyn.

A potem było… 

sadzenie 10 500 sadzonek w 5 dni, z taką ekipą można konie kraść. Co ciekawe, to po sadzeniu najbardziej bolały mnie stopy.

Uffff …. Posadzone, pomyślałam – teraz z górki – nic bardziej mylnego !


Pierwszy rok to plewienie, przycinanie, koszenie trawy, plewienie, przycinanie, koszenie trawy ….

Jedno Wam powiem - pole uczy pokory, uczy odpuszczać i akceptować otoczenie takim jakim jest.

Lawenda przynosi ukojenie, spokój, prostuje zamotane myśli. To przy niej człowiek zapomina
o codzienności, ładuje baterie.

Teraz po 4 latach wiem dlaczego przyśniła mi się lawenda…

W zwariowanej gonitwie potrzeba miejsca, gdzie każdy może przyjść i choć na chwilę być tylko dla siebie samego. Potrzeba miejsca, gdzie każdy może oczyścić umysł z negatywnych myśli i wrócić do domu z zapasem dobrej energii.

Po to miałam posadzić lawendę. 

By stworzyć miejsce dla siebie, dla najbliższych i dla każdego, kto potrzebuje chwili wytchnienia.

Silna lawenda to siła, jaką oferuje nam Matka Ziemia